piątek, 27 stycznia 2012

Szkoła w Bolęcinie


Przyjechałam na sympozjum "Sztuka zdalnego nauczania" w Bolęcinie lekko spóźniona. Pan Lechosław Hojnacki właśnie kończył swój wiersz pochwalny dla nowych technologii (niestety nie słyszałam całości, wiem tyle ile można wiedzieć po ploteczkach), a nim pan Tomasz Walasek obwieścił, że Moodle to przeżytek i tak ciągnęła się poranna sesja. Była dyskusja i krzyki za i przeciw. Jedni chcą więcej technologii, inni chcą mniej. Jedni widzą miejsce dla nauczyciela w szkole, inni przeciwnie. Standardowa dyskusja budząca wiele pytań.
Pierwsze wrażenie: o ile samochodów! Na sympozjum przyjechało mnóstwo ludzi. Drugie wrażenie: maluchy śpiewające piosenki. Tuż przy parkingu była sala z zerówką (tak sądzę). Dzieci tańczyły i śpiewały. Weszliśmy na salę gimnastyczną. Okna zasłonięte szczelnie czarną płachtą. Rozłożone dwie duże tablice, tak, aby prezentacje były dobrze widoczne z każdego miejsca na sali. Trzecia tablica wyświetlała nazwę konferencji "Sztuka zdalnego nauczania".
Szkoła w Bolęcinie jest niezwykłym miejscem. Położona w górzystym terenie, na dzisiejsze sympozjum upiększona białym śniegiem. Ot zwykła szkoła, daleko od stolicy. Podobno w wiejskich szkołach jest niski poziom nauczania... Akurat! Ta szkoła jest bardzo multimedialną szkołą. Szkoła, w której uczniowie nie tylko realizują materiał z podręcznika, ale też wykonują dodatkowe projekty bazujące na technologii informacyjnej musi być dobrą szkołą. Szkołą kształcącą i inspirującąZmuszającą do zaangażowania, do zabawy, do myślenia, do tworzenia. W szkole jest Moodle, ale to tylko początek. Nauczyciele i uczniowie tworzą swoistą sieć, społeczność. Wszyscy korzystają z Moodle, kursy tworzone są z zaangażowaniem kilku stron. Wzbogacane nie tylko materiałami nauczycieli, ale też wszystkim innym, co ze szkołą się nie kojarzy. Jak na przykład stroną kurnik.pl. W kurniku uczniowie po lekcjach grają w szachy z nauczycielami, Ci najlepsi jadą potem na powiatowy turniej szachowy. Lekcja angielskiego to lekcja z laptopem. Przyznam, że zdjęcie uczniów jednej z początkowych klas, ukrytych za ekranem laptopa było dla mnie obce. Nieczęsto mam okazję widzieć takie lekcje. Uczniowie zamiast kserówek oglądają proste prezentacje - duże zdjęcie piłkarskiego idola i pytanie "Where does he come from?". Rozmawiają przez skype, używają słowników, tekstów z angielskich stron,.. Nic niezwykłego, a jednak ta praktyka nie jest powszechna...
Nauczyciele podpięci są do Google Apps, na przykład kalendarz wysyła im smsy z przypomnieniem o szkolnych wydarzeniach.

Myślę, że to piękne, że są takie szkoły.

Nie podobały mi się prezentacje. Jejku! Zaproszeni goście, ludzie używający TIK na co dzień, mówiący fascynujące rzeczy, kształtujący polską rzeczywistość blended learningową nie umieją projektować slajdów. To było dla mnie prawdziwą męką. Zwłaszcza po semestrze oceniania studenckich prezentacji, które były o niebo lepsze!!! (wśród prezentacji moich studentów były prawdziwe perły!) Źle rozłożone elementy, przeładowane slajdy, potok słów,... Dobrze, że chociaż w animacjach się ograniczyli ;)

Za chwilę mój warsztat z Prezi. Mam nadzieję, że nawrócę choć jedną osobę i namówię ją do przemyślenia znanych im wizji prezentacji. Chociaż ja lubię Power Pointa :)